piątek, 30 listopada 2012

Łasuch stołuje się na mieście #8: Prowokacja, Łódź

Aktualizacja 15.03.2013 - Restauracja Prowokacja przestała istnieć. W jej miejscu powstało zupełnie nowe miejsce na kulinarnej mapie Łodzi. Na recenzję zapraszam już wkrótce 

Weekend zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze tylko kilka godzin pracy i nadejdzie upragniony wolny czas, który warto spożytkować na relaks. Zostawcie więc gary, zostawcie przepisy i pozwólcie, żeby ktoś raz w tygodniu ugotował coś dla Was. Po pięciu dniach pracy należy Wam się nagroda. A ja, jak zwykle w piątkowy poranek doradzam Wam, do jakiej restauracji warto się wybrać.

Całkiem niedawno, w cudownie słoneczny i niebywale ciepły jesienny dzień udałam się we wspaniałym towarzystwie do restauracji Prowokacja, ulokowanej troszkę na uboczu, na ulicy Wigury. Przyznam szczerze, że trudno jest tam trafić, jak się nie wie, gdzie i dokąd konkretnie się zmierza. Uwagę zbłąkanego wędrowca przykują dużo szybciej i zapewne bardziej skutecznie inne restauracje zlokalizowane w sąsiedztwie. Kto jednak wie, że zmierza właśnie do Prowokacji, trafi na pewno.


Przyznam szczerze, że wybierając się do restauracji o nazwie Prowokacja spodziewałam się, hmmm, no cóż,... prowokacji. Troszkę się zawiodłam, choć może prowokacją jest tutaj właśnie brak prowokacji. Ostatecznie nie wiem jaki był zamysł właścicieli, ale ja przynajmniej spodziewałam się czegoś zdecydowanie innego. Zostawmy jednak wyobrażenia i skupmy się na rzeczywistości. Do restauracji wchodzi się trochę jak do gustownie urządzonego pokoju babci. Wszędzie beże i brązy, dużo bibelotów i kurzołapek wszelakich, ale wszystko zaaranżowane ze smakiem, więc miejsce nie stwarza wrażenia rupieciarni. No i ten obraz Tamary Łempickiej na ścianie, patefon czy miła niespodzianka czekająca na panów w męskiej toalecie. Jedynym, jak dla mnie zgrzytem żelaza po szkle jest posadzka, która kojarzy się ze sklepem w Ptaku a nie przytulną restauracją. Ostatecznie można  jednak powiedzieć, że w Prowokacji jest przyjemnie, jest dobrze, ale jest też trochę staroświecko, więc nie każdemu ten klimat będzie odpowiadał.

Zostawmy jednak wystrój, i zajmijmy się strawą dla żołądka. Menu Prowokacji jest dosyć bogate, obfite nie tylko w potrawy i napoje ale i w ... błędy. Niestety. Lista potraw to pierwsza rzecz, którą ogląda klient zanim złoży zamówienie. Trochę szkoda, że brak tu dbałości szczegóły. Warto by było choć odrobinę bardziej się przyłożyć. Przestaję jednak narzekać na błędy i przechodzę do meritum, czyli do wyboru dań. W karcie można znaleźć bardzo różnorodne potrawy. Przeważa kuchnia polska, francuska i włoska. Taki trochę misz masz, w którym każdy powinien jednak znaleźć coś dla siebie. I znajduje.

Swoją przygodę kulinarną zaczęliśmy od zupy cebulowej, która okazała się bardzo poprawna, choć bardzo brakowało nam węglowodanowego dodatku w postaci grzanki, która zwykle tej zupie towarzyszy.

Po cebulowej uczcie przyszedł czas na dania główne. Zdecydowaliśmy się na włoskie dania makaronowe, po których od razu można poznać warsztat szefa kuchni. To ryzykowne zagranie, bo makaron bardzo łatwo jest zepsuć, więc poprzeczkę ustawiliśmy dosyć wysoko. Przed naszymi oczami ukazał się makaron z pomidorami, cukinią i kurczakiem na ostro oraz makaron carbonara. Test odpowiedniej twardości makaronu został zaliczony, więc plus dla szefa kuchni. Makaron nie był ani niedogotowany ani rozgotowany. W sam raz. Oba dania były bardzo dobre. Carbonara była idealnie kremowa, z odpowiednią ilością boczku i sosu, choć wymagała doprawienia. Makaron z kurczakiem i warzywami, mimo iż bardzo smaczny i zaopatrzony w aż dwa rodzaje cukinii, zieloną i żółtą, pływał w tłuszczu, którego było zdecydowanie zbyt dużo. Ogólnie jednak nasze wrażenie było bardzo pozytywne. 

Po smacznym daniu głównym mieliśmy wielką ochotę na deser. Nie trudno było dokonać wyboru, bo naszą uwagę przykuły truskawki pod pierzynką. I to był strzał w dziesiątkę, idealny na pyszne zakończenie uczty. Ciepłe, zapieczone owoce z przyprawami, posypane  odrobiną świeżo mielonego pieprzu i kruszonką, serwowane z lodami waniliowymi. Nie przeszkadzało mi nawet to, że to przecież nie sezon na truskawki i musiały być one uprzednio w jakiś sposób zakonserwowane w zamrażarce albo w słoiku. Zastrzeżeniem kruszonkolubów była zbyt mała ilość kruszonki. Mogłoby być jej ciut więcej. Muszę też wspomnieć, że na koniec zdarzyło się małe nieszczęście w postaci kłaczka w truskawkach. Nieładnie, oj bardzo nieładnie! Ostatecznie jednak ten deser zostaje w pamięci i wspomina się go późnymi wieczorami, co dobrze o nim świadczy.

Podsumowując doznania kubków smakowych, można zdecydowanie powiedzieć, że wszystkie potrawy były bardzo smaczne a porcje uczciwe. Poza drobnymi niedociągnięciami, nie można było konsumowanym przez nas daniom wiele zarzucić, ale próżno tu szukać wirtuozerii czy wybitnych kulinarnych uniesień. Nie można jednak wymagać cudów za taką cenę.  Dwudaniowy obiad (zupa i mała porcja makaronu) z deserem, jest w stanie zastąpić i obiad i kolację już za 30 - 35 zł, więc to całkiem przyzwoita propozycja dla głodomorków z cienkim portfelem. Warto też wspomnieć, że makarony i sałatki można w Prowokacji zamówić w dwóch rozmiarach porcji, na mniejszy i większy apetyt. To opcja rzadko spotykana, ale jakże praktyczna.

Jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo mi się w Prowokacji podobała, a co niestety rzadko można spotkać w innych łódzkich restauracjach, choć według mnie powinno to być regułą. Bez problemu dostaliśmy po zakończonym posiłku dwa oddzielne rachunki. Innymi słowy tak zwana europeizacja rozliczeń finansowych. Szybko i komfortowo dokonaliśmy odrębnych płatności bez uciążliwego ustalania kto, ile i za co płaci i kto, co i komu jest winien i kto ma, a kto nie ma drobnych. Tak powinno być w każdej restauracji, ale niestety w Łodzi nie jest to jeszcze standard. Prowokacja świeci tutaj przykładem i za to jestem nawet w stanie wybaczyć te literówki w karcie dań i inne drobne lub mniej drobne niedociągnięcia. 

Nadszedł czas podsumowań. Prowokacja to miejsce godne uwagi. Serwowane tam potrawy są smaczne, sycące i do tego w uczciwej cenie. Jeżeli nie chce Wam się gotować w domu, to warto się tam wybrać a na pewno znajdziecie coś dla siebie. Próżno jednak szukać w Prowokacji fajerwerków a Łasuch bezustannie tak w kuchni jak i w życiu poszukuje fajerwerków właśnie...

Przydatne adresy:
Aktualizacja 15.03.2013 - Restauracja Prowokacja przestałą istnieć. W jej miejscu powstało zupełnie nowe miejsce na kulinarnej mapie Łodzi. Na recenzję zapraszam już wkrótce


I jeszcze kilka łasuchowych ogłoszeń:

Wszystkie wcześniejsze recenzje znajdziecie w zakładce Spis treści w pasku na górze, lub po wpisaniu w łasuchową wyszukiwarkę hasła "Łasuch stołuje się na mieście".

Zachęcam Was również do skorzystania z opcji subskrypcji. Wpiszcie swój e-mail a Łasuch automatycznie wyśle Wam powiadomienia o każdym nowym pysznym przepisie na stronie. Oszczędzacie czas i jesteście pewni, że nic, co dzieje się u Łasucha, Was nie ominie.

Zachęcam Was również do polubienia mojej strony na Facebooku, gdzie znajdziecie jeszcze więcej Łasucha w Łasuchu i informacje, na które tu, na blogu, nie ma miejsca.

A już wkrótce zupełnie nowa seria bardzo przydatnych postów, więc bądźcie czujni :-D

8 komentarzy:

  1. Hmm, ważne, że jedzenie jest dobre. Ostatnio przejechałam się po całej linii w pewnej obiecującej restauracji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasami tak się zdarza Whiness. Mnie też się to kilka razy przytrafiło..

      Usuń
  2. myślę, że kolacja udana:) potrawy apetycznie wyglądają i ważne, że zjedzone zostały w dobrym towarzystwie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antenko, ja bym nawet pokusiła się o stwierdzenie, że towarzystwo jest jeszcze ważniejsze niż potrawy :-D

      Usuń
  3. Joanno,
    z tego co przeczytałam Prowokacja jest sporą prowokacją...nastrojów kulinarnych.

    OdpowiedzUsuń