piątek, 2 sierpnia 2013

Agent Tomek stołuje się na mieście #9 : Pomodoro, Łódź

ŁASUCH I AGENT TOMEK STOŁUJĄ SIĘ W POMODORO

Wygłodniali i spragnieni po spacerze towarzyszącym nocy świętojańskiej w parku Helenowskim postanowiliśmy zjeść coś dobrego na mieście. Początkowo wybór padł na inną restaurację, której nazwę litościwie pominę. Mizerna oferta wygoniła nas stamtąd po 2 minutach (bo tyle nam zajęło przestudiowanie całego menu :P). Po krótkim namyśle zdecydowaliśmy się na Pomodoro, czyli kameralną włoską knajpkę usytuowaną przy ul. Rewolucji 1905 r. 4. Zapewniam, że warto skręcić z Piotrkowskiej w Rewolucji. Niech za zachętę posłuży fakt, że mimo niedzielnego wieczoru prawie wszystkie stoliki były zajęte, a ok. 20 na naszych oczach do restauracji weszła 8-osobowa rodzina. Co świadczy o tym, że swoją ofertę Pomodoro kieruje do wszystkich i nikt stamtąd głodny nie wychodzi. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze! 


Zacznę tradycyjnie od wystroju, który jest dość przytulny i miły dla oka, aczkolwiek wymaga dopracowania. Pomalowane na czerwono ściany dodają wnętrzu ciepła, zaś fotosy z klasyków włoskiej kinematografii nie pozostawiają wątpliwości, że jesteśmy w restauracji włoskiej (ach, ta Anita Ekberg w słynnej scenie z „La dolce vity” Felliniego!). Kuchnia jest widoczna dla każdego, można zatem popatrzeć, jak powstają placki na pizzę i jak zręczni panowie kucharze pieką ciasto w wielkim piecu. Choć piec zajmuje centralne miejsce, w Pomodoro nie jest za gorąco. I dzięki umiejętnie skonstruowanej klimatyzacji nie wynosi się na swym ubraniu zapachu jedzenia.

Standardowe kwadratowe stoły przykrywają okrągłe serweto-tacki. Brak jakichkolwiek sosjerek czy butli z oliwą – w Pomodoro pizzy się nie „podkręca” nadprogramowymi składnikami. Za to na każdym stoliku stoi pojemnik z radełkami (za to wielki plus). Miła włoska muzyka szumi w tle i cały efekt psują fatalne żółte firanki spięte agrafkami, pasujące bardziej do sali dancingowej w jakimś uzdrowiskowym barze.

Lektura menu należy do bardzo przyjemnych. Klienci mniej zorientowani we włoskich przysmakach mogą zajrzeć do słowniczka znajdującego się pod koniec listy dań, który wyjaśnia, czym jest karczoch czy grana padano.

Zanim przejdę do jedzenia, napiszę jeszcze dwa słowa o napojach. Pomodoro to jedna z nielicznych knajp, które nie oszczędzają na dodatkach. Wodę zaserwowano z 3 porządnymi plasterkami cytryny, a nie, jak to zazwyczaj bywa, z jakimś marnym kawałkiem skórki. Białe wino domowe smakowało nieźle, choć spodziewałem się bogatszego bukietu. Na minus zadziałał też sposób podania – alkohol podano w karafce z wyraźnymi śladami czerwonego wina, przez co naczynie wyglądało na brudne. Drobiazg, a jednak trochę razi.

Ale i tak najważniejsze jest jedzenie, a to i mnie, i Łasucha wprawiło w doskonały nastrój. Asia skusiła się na pizzę diavolę z salami i mozzarellą, a ja na kanapkę z ciasta na pizzę o skomplikowanej nazwie Monteodorisio, w której skład weszły ser provolone, salami, wędzony bakłażan, czarne oliwki i oliwa. Lojalnie uprzedzam, że w Pomodoro pizza występuje tylko w jednym rozmiarze, ale na upartego mogą się nią najeść dwie osoby.

Diavola okazała się przepyszna. Idealnie ciepła i doprawiona, na cienkim jak pergamin cieście (co niestety nie jest normą w pizzeriach, gdzie proporcje ciasta i innych składników są mocno zaburzone), ze zdrową porcją dobrej jakości wędliny i sera, a nawet z bonusowymi oliwkami. Z wilgotnością nie było problemu, nadawały jej sos i oliwa w wyważonych proporcjach. Zaskoczył mnie wyraźnie słony posmak, ale zrzucam to na fakt, że zazwyczaj jem produkty pizzopodobne, a nie wersje oryginalne :-). Danie na 6! Tak samo jak moja kanapka. Podano ją na zimno, na świeżej rukoli i plasterkach cebuli wraz odrobiną sosu sojowego. Wszystkie smaki znakomicie się ze sobą komponowały i z żalem wyjadałem okruchy z talerza…

Podsumowując: Pomodoro doskonale się sprawdza jako miejsce na obiad, kolację rodzinną, randkę czy spotkanie biznesowe. Dla dzieci przewidziano specjalny kącik. Klientom na pewno spodoba się bardzo profesjonalna obsługa (panie kelnerki są niezwykle pomocne i cierpliwe, co cieszy). Na plus uznaję także możliwość rozdzielenia rachunków – obsługa nie grymasiła i nie mówiła, że się nie da. Wspomnę jeszcze o cenach – w Pomodoro są one nieco wyższe niż w innych restauracjach tego typu, ale za jakość warto zapłacić więcej. Pizze kosztują 20-30 złotych, kanapki 18, karafka wina 13. Ale przy mniejszym głodzie dwie osoby mogą bezproblemowo podzielić koszty między siebie.

Deserów nie udało nam się ocenić – dania główne skutecznie nas zapełniły. Ale jedno jest pewne – do Pomodoro warto zaglądać. Jest smacznie i profesjonalnie, a jako miły dodatek mamy szeroki uśmiech pana kucharza-właściciela Włocha, i to całkiem za darmo :-). I przeurocze „ciao” na powitanie/pożegnanie :-). Agent Tomek poleca! Łasuch również!

Przydatne  adresy:

Pizzeria Pomodoro

ul. Rewolucji 1905 roku 4 
90 - 273 Łódź
tel: (42) 233 54 54


Sponsorami wypadu do Pomodoro byli: Agent Tomek i Łasuch.



2 komentarze:

  1. Zjadłabym sobie taką cienką włoską pizzę... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomodoro zaprasza. Zawsze można ostatecznie zrobić sobie taką w domu :-)

      Usuń