ŁASUCH I AGENT TOMEK STOŁUJĄ SIĘ W POMODORO
Wygłodniali i
spragnieni po spacerze towarzyszącym nocy świętojańskiej w parku
Helenowskim postanowiliśmy zjeść coś dobrego na mieście.
Początkowo wybór padł na inną restaurację, której nazwę
litościwie pominę. Mizerna oferta wygoniła nas stamtąd po 2
minutach (bo tyle nam zajęło przestudiowanie całego menu :P). Po
krótkim namyśle zdecydowaliśmy się na Pomodoro, czyli kameralną
włoską knajpkę usytuowaną przy ul. Rewolucji 1905 r. 4.
Zapewniam, że warto skręcić z Piotrkowskiej w Rewolucji. Niech za
zachętę posłuży fakt, że mimo niedzielnego wieczoru prawie
wszystkie stoliki były zajęte, a ok. 20 na naszych oczach do
restauracji weszła 8-osobowa rodzina. Co świadczy o tym, że swoją
ofertę Pomodoro kieruje do wszystkich i nikt stamtąd głodny nie
wychodzi. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze!
Zacznę tradycyjnie
od wystroju, który jest dość przytulny i miły dla oka, aczkolwiek
wymaga dopracowania. Pomalowane na czerwono ściany dodają wnętrzu
ciepła, zaś fotosy z klasyków włoskiej kinematografii nie
pozostawiają wątpliwości, że jesteśmy w restauracji włoskiej
(ach, ta Anita Ekberg w słynnej scenie z „La dolce vity”
Felliniego!). Kuchnia jest widoczna dla każdego, można zatem
popatrzeć, jak powstają placki na pizzę i jak zręczni panowie
kucharze pieką ciasto w wielkim piecu. Choć piec zajmuje centralne
miejsce, w Pomodoro nie jest za gorąco. I dzięki umiejętnie
skonstruowanej klimatyzacji nie wynosi się na swym ubraniu zapachu
jedzenia.
Standardowe
kwadratowe stoły przykrywają okrągłe serweto-tacki. Brak
jakichkolwiek sosjerek czy butli z oliwą – w Pomodoro pizzy się
nie „podkręca” nadprogramowymi składnikami. Za to na każdym
stoliku stoi pojemnik z radełkami (za to wielki plus). Miła włoska
muzyka szumi w tle i cały efekt psują fatalne żółte firanki
spięte agrafkami, pasujące bardziej do sali dancingowej w jakimś
uzdrowiskowym barze.
Lektura menu należy
do bardzo przyjemnych. Klienci mniej zorientowani we włoskich
przysmakach mogą zajrzeć do słowniczka znajdującego się pod
koniec listy dań, który wyjaśnia, czym jest karczoch czy grana
padano.
Zanim przejdę do
jedzenia, napiszę jeszcze dwa słowa o napojach. Pomodoro to jedna z
nielicznych knajp, które nie oszczędzają na dodatkach. Wodę
zaserwowano z 3 porządnymi plasterkami cytryny, a nie, jak to
zazwyczaj bywa, z jakimś marnym kawałkiem skórki. Białe wino
domowe smakowało nieźle, choć spodziewałem się bogatszego
bukietu. Na minus zadziałał też sposób podania – alkohol podano
w karafce z wyraźnymi śladami czerwonego wina, przez co naczynie
wyglądało na brudne. Drobiazg, a jednak trochę razi.
Ale i tak
najważniejsze jest jedzenie, a to i mnie, i Łasucha wprawiło w
doskonały nastrój. Asia skusiła się na pizzę diavolę z salami i
mozzarellą, a ja na kanapkę z ciasta na pizzę o skomplikowanej
nazwie Monteodorisio, w której skład weszły ser provolone, salami,
wędzony bakłażan, czarne oliwki i oliwa. Lojalnie uprzedzam, że
w Pomodoro pizza występuje tylko w jednym rozmiarze, ale na upartego
mogą się nią najeść dwie osoby.
Diavola okazała się
przepyszna. Idealnie ciepła i doprawiona, na cienkim jak pergamin
cieście (co niestety nie jest normą w pizzeriach, gdzie proporcje
ciasta i innych składników są mocno zaburzone), ze zdrową porcją
dobrej jakości wędliny i sera, a nawet z bonusowymi oliwkami. Z
wilgotnością nie było problemu, nadawały jej sos i oliwa w
wyważonych proporcjach. Zaskoczył mnie wyraźnie słony posmak, ale
zrzucam to na fakt, że zazwyczaj jem produkty pizzopodobne, a nie
wersje oryginalne :-).
Danie na 6! Tak samo jak moja kanapka. Podano ją na zimno, na
świeżej rukoli i plasterkach cebuli wraz odrobiną sosu sojowego.
Wszystkie smaki znakomicie się ze sobą komponowały i z żalem
wyjadałem okruchy z talerza…
Podsumowując:
Pomodoro doskonale się sprawdza jako miejsce na obiad, kolację
rodzinną, randkę czy spotkanie biznesowe. Dla dzieci przewidziano
specjalny kącik. Klientom na pewno spodoba się bardzo profesjonalna
obsługa (panie kelnerki są niezwykle pomocne i cierpliwe, co
cieszy). Na plus uznaję także możliwość rozdzielenia rachunków
– obsługa nie grymasiła i nie mówiła, że się nie da. Wspomnę
jeszcze o cenach – w Pomodoro są one nieco wyższe niż w innych
restauracjach tego typu, ale za jakość warto zapłacić więcej.
Pizze kosztują 20-30 złotych, kanapki 18, karafka wina 13. Ale przy
mniejszym głodzie dwie osoby mogą bezproblemowo podzielić koszty
między siebie.
Deserów nie udało
nam się ocenić – dania główne skutecznie nas zapełniły. Ale
jedno jest pewne – do Pomodoro warto zaglądać. Jest smacznie i
profesjonalnie, a jako miły dodatek mamy szeroki uśmiech pana
kucharza-właściciela Włocha, i to całkiem za darmo :-).
I przeurocze „ciao” na powitanie/pożegnanie :-).
Agent Tomek poleca! Łasuch również!
Przydatne adresy:
Pizzeria Pomodoro
ul. Rewolucji 1905 roku 4
90 - 273 Łódź
tel: (42) 233 54 54
Zjadłabym sobie taką cienką włoską pizzę... :)
OdpowiedzUsuńPomodoro zaprasza. Zawsze można ostatecznie zrobić sobie taką w domu :-)
Usuń