Miniuczta w Le Loft
Dla
Łasucha i Agenta Tomka nie ma wakacji jeżeli chodzi o testowanie
nowych restauracji. Choć już połowa lipca za nami, trzymamy fason
i jemy, i oceniamy dla Was :-).
Tym
razem nogi poniosły nas w okolice Księżego Młyna do Le Loft,
uroczej małej knajpki usytuowanej na rogu Kilińskiego i
Tymienieckiego. Choć istnieje na łódzkim rynku co najmniej od 2
lat, jakoś wcześniej nie mieliśmy okazji sprawdzić, jak i czym
tam karmią.
Trudno
określić styl Le Loft – wnętrze wypełniają proste i
funkcjonalne drewniane meble. Znalazło się też trochę miejsca dla
różnych bibelotów – wazonów, oprawionych łódzkich widoczków,
poduszek w motywy kwiatowe. Na szczęście w rozsądnych ilościach,
dzięki czemu lokal uniknął efektu przeładowania. Ze względu na
przyjemną aurę wybraliśmy miejsce na zewnątrz.
Obsługiwała
nas niezwykle sympatyczna, pomocna i uśmiechnięta kelnerka, która,
cytując Łasucha, „wszystko wiedziała i wszystko powiedziała”.
Więc zamawiając nasze dania kolacyjne (bo wizyta w Lofcie odbyła
się wieczorową porą), wiedzieliśmy, co dostaniemy.
Loftowe
menu jest logicznie i czytelnie skomponowane. Można się tam udać
na śniadanie, na lunch (codziennie inny zestaw w cenie 20 zł), ale
także po to, by po prostu posiedzieć przy piwie czy kieliszku wina.
Restauracja oferuje własną wariację na temat modnych ostatnio
radlerów – w karcie znajduje się miks Perły beczkowej i
Sprite’a. Trochę zaskakuje cena – 0,33 l kosztuje 6 zł, pół
litra 7 zł. Bardziej opłaca się zatem wziąć większą porcję.
Zupełnie
odwrotnie wygląda sytuacja przy zamawianiu świeżo wyciskanych
soków, gdzie 0,25 l kosztuje 7 zł, a 0,33 – już 10 zł.
Najdroższe 7 ml w moim życiu :P. Mimo egzotycznych cen sok warto
zamówić. Skusiłem się na mały miks cytrusowy (bo, ku mojemu
żalowi, zabrakło jabłek na mieszankę jabłkowo-marchewkową) i
nie żałuję. Gęstość w sam raz, nie zabrakło pulpy owocowej i
na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, żeby dosładzać, więc
mogłem się cieszyć orzeźwiającym smakiem pomarańczy i
grejpfruta.
Ale i
tak najważniejsze były dania główne. Oboje skusiliśmy się na
potrawy z działu „dania lekkie i pasty”. Ja zamówiłem kuskus
po arabsku z morelami, rodzynkami, orzeszkami piniowymi i kurczakiem,
a Łasuch ciecierzycę ze szpinakiem, chili i sosem jogurtowym.
Cenowo dania nie prezentowały się najgorzej – kuskus za 13,50 zł,
ciecierzyca – 12 zł. Po ok. 20 minutach okazało się, że nie
tylko cena jest atrakcyjna :-).
Mój
posiłek zaskoczył mnie swą prostotą i wyrafinowaniem w jednym.
Niby kilka składników, a efekt mnie powalił. Kuskus znakomicie
doprawiono – niestety, nie spytałem czym. Nie żałowano dodatków,
choć, szczerze mówiąc, spodziewałem się 3 moreli i orzechów na
krzyż. Porcja okazała się bardziej obiadowa niż kolacyjna i ledwo
ją zjadłem, taka była sycąca. 5/5 – za pomysł, doskonale
wyważony smak (i odpowiednio ostry dzięki przyprawom, i przyjemnie
słodki dzięki rodzynkom i morelom), ładne podanie, a także
szybkie przygotowanie.
Troszkę
mniej entuzjastycznie można napisać o ciecierzycy, która była
smaczna, ale łagodna w smaku. Zbyt łagodna, obecności chili nie
odnotowaliśmy, być może torebka z nim leżała obok talerza ;). Za
to ciecierzycy, liści szpinaku i sosu jogurtowego było w bród. Z
mojej strony 3,5/4 na 5 możliwych punktów – potrawie zabrakło
wyrazistości, czegoś, co sprawiłoby , że pospadalibyśmy z
krzeseł. Ale za to ładnie ją podano :-).
Nie
ukrywam, że bardzo atrakcyjnie zapowiadały się też inne dania z
karty, np. kaczka w pomarańczach czy pierś kurczaka z mozzarellą,
szałwią i szynką parmeńską, ale nie starczyło nam miejsca w
żołądku…
Kilka
dodatkowych informacji – nie ma absolutnie żadnych problemów z
rozdzieleniem rachunków. Lokal przystosowano do wizyt rodzin z
dziećmi, o czym świadczy dość duży kącik dla maluchów,
urządzony w pomieszczeniu na wprost drzwi wejściowych.
Podsumowując
– wizyta niezwykle udana, mimo drobnych rozczarowań i pewnych
niespodzianek (ceny a litraż!). Najedzeni i zadowoleni żwawo i z
energią wybraliśmy się na odbywający się w pobliżu koncert, a
do tego, co należy podkreślić, nie wydaliśmy majątku.
Polecam(y)!
Przydatne adresy:
Restauracja Le Loft
ul. Tymienieckiego 20 (róg ulicy Tymienieckiego i Kilińskiego)
Łódź
tel: (42) 661 61 75
Sponsorami wypadu do Le Loft byli: Agent Tomek i Łasuch.
Lubię takie bistra, miejsca w tym typie. Dobrze, że ich coraz więcej :)
OdpowiedzUsuńOj tak, takie miejsca są proste i bezpretensonalne i to w nich lubię najbardziej :-)
Usuń