piątek, 26 lipca 2013

Agent Tomek stołuje się na mieście #8: Le Loft, Łódź

Miniuczta w Le Loft

Dla Łasucha i Agenta Tomka nie ma wakacji jeżeli chodzi o testowanie nowych restauracji. Choć już połowa lipca za nami, trzymamy fason i jemy, i oceniamy dla Was :-).
Tym razem nogi poniosły nas w okolice Księżego Młyna do Le Loft, uroczej małej knajpki usytuowanej na rogu Kilińskiego i Tymienieckiego. Choć istnieje na łódzkim rynku co najmniej od 2 lat, jakoś wcześniej nie mieliśmy okazji sprawdzić, jak i czym tam karmią.

Trudno określić styl Le Loft – wnętrze wypełniają proste i funkcjonalne drewniane meble. Znalazło się też trochę miejsca dla różnych bibelotów – wazonów, oprawionych łódzkich widoczków, poduszek w motywy kwiatowe. Na szczęście w rozsądnych ilościach, dzięki czemu lokal uniknął efektu przeładowania. Ze względu na przyjemną aurę wybraliśmy miejsce na zewnątrz. 


Obsługiwała nas niezwykle sympatyczna, pomocna i uśmiechnięta kelnerka, która, cytując Łasucha, „wszystko wiedziała i wszystko powiedziała”. Więc zamawiając nasze dania kolacyjne (bo wizyta w Lofcie odbyła się wieczorową porą), wiedzieliśmy, co dostaniemy.

Loftowe menu jest logicznie i czytelnie skomponowane. Można się tam udać na śniadanie, na lunch (codziennie inny zestaw w cenie 20 zł), ale także po to, by po prostu posiedzieć przy piwie czy kieliszku wina. Restauracja oferuje własną wariację na temat modnych ostatnio radlerów – w karcie znajduje się miks Perły beczkowej i Sprite’a. Trochę zaskakuje cena – 0,33 l kosztuje 6 zł, pół litra 7 zł. Bardziej opłaca się zatem wziąć większą porcję.

Zupełnie odwrotnie wygląda sytuacja przy zamawianiu świeżo wyciskanych soków, gdzie 0,25 l kosztuje 7 zł, a 0,33 – już 10 zł. Najdroższe 7 ml w moim życiu :P. Mimo egzotycznych cen sok warto zamówić. Skusiłem się na mały miks cytrusowy (bo, ku mojemu żalowi, zabrakło jabłek na mieszankę jabłkowo-marchewkową) i nie żałuję. Gęstość w sam raz, nie zabrakło pulpy owocowej i na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, żeby dosładzać, więc mogłem się cieszyć orzeźwiającym smakiem pomarańczy i grejpfruta.

Ale i tak najważniejsze były dania główne. Oboje skusiliśmy się na potrawy z działu „dania lekkie i pasty”. Ja zamówiłem kuskus po arabsku z morelami, rodzynkami, orzeszkami piniowymi i kurczakiem, a Łasuch ciecierzycę ze szpinakiem, chili i sosem jogurtowym. Cenowo dania nie prezentowały się najgorzej – kuskus za 13,50 zł, ciecierzyca – 12 zł. Po ok. 20 minutach okazało się, że nie tylko cena jest atrakcyjna :-).

Mój posiłek zaskoczył mnie swą prostotą i wyrafinowaniem w jednym. Niby kilka składników, a efekt mnie powalił. Kuskus znakomicie doprawiono – niestety, nie spytałem czym. Nie żałowano dodatków, choć, szczerze mówiąc, spodziewałem się 3 moreli i orzechów na krzyż. Porcja okazała się bardziej obiadowa niż kolacyjna i ledwo ją zjadłem, taka była sycąca. 5/5 – za pomysł, doskonale wyważony smak (i odpowiednio ostry dzięki przyprawom, i przyjemnie słodki dzięki rodzynkom i morelom), ładne podanie, a także szybkie przygotowanie.

Troszkę mniej entuzjastycznie można napisać o ciecierzycy, która była smaczna, ale łagodna w smaku. Zbyt łagodna, obecności chili nie odnotowaliśmy, być może torebka z nim leżała obok talerza ;). Za to ciecierzycy, liści szpinaku i sosu jogurtowego było w bród. Z mojej strony 3,5/4 na 5 możliwych punktów – potrawie zabrakło wyrazistości, czegoś, co sprawiłoby , że pospadalibyśmy z krzeseł. Ale za to ładnie ją podano :-).

Nie ukrywam, że bardzo atrakcyjnie zapowiadały się też inne dania z karty, np. kaczka w pomarańczach czy pierś kurczaka z mozzarellą, szałwią i szynką parmeńską, ale nie starczyło nam miejsca w żołądku…

Kilka dodatkowych informacji – nie ma absolutnie żadnych problemów z rozdzieleniem rachunków. Lokal przystosowano do wizyt rodzin z dziećmi, o czym świadczy dość duży kącik dla maluchów, urządzony w pomieszczeniu na wprost drzwi wejściowych.

Podsumowując – wizyta niezwykle udana, mimo drobnych rozczarowań i pewnych niespodzianek (ceny a litraż!). Najedzeni i zadowoleni żwawo i z energią wybraliśmy się na odbywający się w pobliżu koncert, a do tego, co należy podkreślić, nie wydaliśmy majątku. Polecam(y)! 

Przydatne  adresy:
Restauracja Le Loft 
ul. Tymienieckiego 20
(róg ulicy Tymienieckiego i Kilińskiego)

Łódź
tel: (42) 661 61 75


Sponsorami wypadu do Le Loft byli: Agent Tomek i Łasuch. 


 

2 komentarze:

  1. Lubię takie bistra, miejsca w tym typie. Dobrze, że ich coraz więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, takie miejsca są proste i bezpretensonalne i to w nich lubię najbardziej :-)

      Usuń