Strony

niedziela, 30 września 2012

Łasuch w Berlinie

W połowie września postanowiłam wybrać się do zachwalanego przez wszystkich Berlina w podróż zdecydowanie łasuchową, czyli zorientowaną kulinarnie.  

Na kulinarne opowieści z Berlina przyjdzie Wam jednak jeszcze troszkę poczekać a dzisiaj zapraszam na krótki spacer po Berlinie. Aż dziwne, że podróżując od najmłodszych lat po całej Europie skutecznie omijałam to miasto. W końcu jednak, po tylu opowieściach i po tylu zachwytach wszystkich wokół mnie, wreszcie postanowiłam zwiedzić to zachwalane miejsce i sama się zachwyciłam. Zacznijmy jednak od początku.

Na swoją podróż wybrałam późny wrzesień z dwóch powodów. Po pierwsze nie było już zbyt ciepło. Letnie temperatury w dużym mieście potrafią przyprawić o zawrót głowy zwłaszcza przy dużych dawkach zwiedzania, co bardzo dobrze pamiętam z upalnego Rzymu. Po wakacjach jest też mniej turystów, więc zwiedza się zdecydowanie wygodniej, bo nigdzie nie ma aż takich tłumów jak w lipcu czy w sierpniu. Polecam więc Wam na wizytę nie tylko w Berlinie, ale również w innych europejskich miastach, wiosnę i wczesną jesień. To zdecydowanie najlepsze pory na zwiedzanie.  

Turystom z centralnej Polski, czyli takim jak ja, najłatwiej dostać się do Berlina samolotem lub autokarem. Ja wybrałam autokar, który zarezerwowany odpowiednio wcześnie był zadziwiająco tani. PolskiBus zagwarantował mi tanią i wygodną jak na autokar podróż a bonusem było darmowe wifi, które niestety przy granicy i poza granicami Polski już nie działało. Trochę szkoda, ale przewoźnik zastrzega sobie takie sytuacje, więc mogę sobie tylko ponarzekać. 
















Odkąd dotarłam do Berlina na narzekania nie było już miejsca. Pierwsze spostrzeżenie to to, że drogowskazy na dworcu autobusowym od razu prowadzą do najbliższej linii metra. Tak jakby jakiś Berlińczyk siedział w mojej głowie turystki i domyślił się, że przyjezdny od razu po przyjeździe będzie szukał najbliższej stacji metra. Można? Okazuje się, że można, tylko trzeba chcieć! Wspaniałe! Takimi drobnymi detalami miasto pięknie wita przybywających gości. Druga miła niespodzianka to metro. Nikt mi nie każe wciąż przechodzić przez uciążliwe bramki, które co chwila sprawdzać powinny, czy aby na pewno mój bilet jest ważny. Moim zadaniem jest tylko kupić bilet i go skasować. Przez trzy dni, które spędziłam w Berlinie, nie spotkałam żadnego kontrolera. We wszechobecnej aurze podejrzliwości cieszy mnie to, że ktoś ufa, że kupię właściwy bilet i nie będę jeździć na gapę. Poza tym metro jest jednym z wygodniejszych sposobów przemieszczania się po mieście, pomijając rower. Berlin jest dosłownie upstrzony stacjami metra, a jak nie ma metra to są równie skuteczne tramwaje. Wszystko działa bez zarzutu a na wagoniki w metrze czeka się dosłownie chwilę a wieczorami dwie chwile.


środa, 26 września 2012

Bakaliowe ciasto Tu bi'Shvat / Israeli Tu bi'Shvat cake


To megabakaliowe ciasto wynalazłam na blogu mojego kulinarnego guru, czyli Davida Lebovitza. Do tej pory nie było okazji go upiec, bo albo był czas na inne, bardziej wykwintne i spektakularne wypieki, albo Łasuch przechodził fazę bezsłodyczową i bezcukrową, która teoretycznie trwa do dnia dzisiejszego (spuszczając oczywiście zasłonę milczenia na ciastka, które nie wiedzieć w jaki sposób znalazły się w łasuchowym brzuchu nie dalej jak wczoraj, omijając wszelkie blokady zbudowane z silnej woli). Pretekstem do upieczenia tego izraelskiego ciasta był krótki, kilkudniowy wypad do Berlina. Trzeba było przecież przygotować jakieś łakocie na drogę, żeby sobie umilić nudną podroż autokarem. Wybór padł właśnie na ciasto Tu bi'Shvat i to nie bez przyczyny. Nie dość, że składa się w dużej mierze prawie z samych bakali, to do tego nie jest jeszcze zbyt słodkie i świetnie się przechowuje w każdych warunkach, bo jeść dość zwarte, nie rozpada się tak łatwo i nie zawiera elementów, które mogłyby się roztopić, jak na przykład czekolada . Zapakowane w papier śniadaniowy bez problemu wytrzymało kilka dni, ale tylko dlatego, że było stosownie wydzielane. Inaczej zniknęło by od razu ;-) Ciasto to nadaje się więc nie tylko na deser do kawy, ale także jako przekąska podczas podróży czy zdrowa słodycz dla dzieciaków w szkole. Na dodatek przygotowuje się to ciasto bardzo prosto, więc nie pozostaje Wam nic innego jak brać się za pieczenie tych bakaliowych cudowności:-) 

A do opowieści o kulinarnym Berlinie jeszcze wrócę. Czytajcie w piątkowych postach :-) 


I found this recipe on David Lebovitz blog and I thought that this might be an interesting cake to bake. And of course I was right. David Lebovitz is my culinary guru and I trust his words and this time, as usual, he didn't let me down. I baked this cake to be my snack on a tedious trip to Berlin and I have to admit that it's was a real hit. Not only it is pretty dense, but it is not too sweet and has no ingredients that can melt in your hands so it's a perfect sweet snack during trips, or a dessert in a packed lunch for children to be eaten at school.  This cake has also one more advantage: it remains fresh for quite a while. It is well preserved for about a week if wrapped in paper and it's also easy to prepare, so now what are you waiting for...? :-)

And when it comes to some culinary tales about Berlin, they are to come on Fridays, so stay tuned :-) 


poniedziałek, 24 września 2012

Bakłażany faszerowane tymiankowym puree ziemniaczanym / Eggplants stuffed with thyme mashed potatoes


Nie będę ukrywać, że bakłażany nie należą do moich najbardziej ulubionych warzyw. Nie po drodze nam razem, ale w tym, autorskim wydaniu są naprawdę przepyszne, choć jest z nimi trochę roboty. Na pomysł wpadłam jeszcze jako studentka, łącząc to co zostało kiedyś w niemalże pustej lodówce, więc to taka trochę "bidapotrawa". Przygotowując tak wypchane bakłażany po raz pierwszy nie spodziewałam się, że będą mi tak smakowały i że będę je robić jeszcze wiele, wiele razy.

I have to be frank with you and I am about to confess that eggplants are not my most favorite vegetables, but these stuffed aubergines are an exception, because they are really delicious alhtough a bit laborious in terms of preparation. I invented this recipe while I was a student in Denmark, connecting few things that I had in the otherwise empty fridge. While I prepared it for the first time I thought about it more as a stomach stuffer rather than something good so I was really surprised when these stuffed aubergines turned out sooo good that I still prepare them when aubergines are in season.


wtorek, 18 września 2012

Ślimaki na pietruszkowo - czosnkowych grzankach / Snails bruschetta


Ślimaki, to śliski temat. Można ich w ogóle nie tknąć, można ich nie lubić ale można też lubić albo nawet uwielbiać. Tym razem daleko mi do jakichkolwiek skrajności i zostaję przy lubieniu. Jadłam je drugi raz w życiu. Pierwszy raz zaserwowano mi je w mojej ulubionej restauracji Provence w Aalborgu w Danii. Były jednak trochę gumiaste, więc nie wywołały jakiegoś wielkiego megaentuzjazmu. Nie przekreśliłam ich jednak tak do końca, bo intuicja podpowiadała mi, że odpowiednio przyrządzone, mogą być naprawdę bardzo smaczne. Całkiem niedawno przekonałam się, że rzeczywiście drzemie w tych ślimacznych stworkach spory potencjał. Dzięki Tatianie Matwij zostałam posiadaczką zgrabnej i wcale niemałej puszki ślimaków w zalewie. Było mi strasznie miło, bo ślimaki przywędrowały do Łasucha z europejskich wojaży, czym Tatiana ujęła mnie jeszcze bardziej. To niezwykle miłe, że o Łasuchu się pamięta :-D Oczywiście ślimaki zostały natychmiast otwarte i spróbowane. I tu pierwsza niespodzianka, bo ślimaki same w sobie nie miały wiele smaku. Decyzja więc zapadła o konieczności ich podrasowania. I udało się, wyszło pięknie, aromatycznie, kolorowo i w sumie bardzo szybko. Idealna przystawka, która zachwyci Waszych gości, pod warunkiem, że są odważni :-)

Snails can be a questionable suject in the kitchen. Not everyone likes them and there are a lot of people that don't want to even think about the possibility of eating a snail. I definitely belong to the first group and curiosity always wins. I already had the possibility to eat snails in one of my favourite restaurants Provence in Aaalborg in Denmark. Although they turned out a bit chewy, I still had the intuition that snails can be in fact pretty delicious. Just a few days ago it turned out that my intution is quite reliable at least when it comes to snail issue. I received a souvenir from my friend Tatiana, who gave me a can of snails after her parisian trip. It was so nice of her and I really like the fact that she was thinking about my culinary passion even being far away from the country. I was more than pleased and as soon the gift was received it was also opened and tested. For me it was pretty surprising that snails turned out totally tasteless straight from the can. On the other hand it was a good idea, because the manufacturer gave me the chance to season it according to my taste. I decided to go for sth aromaticcolorful and altogether very easy to prepare. The perfect snack of appetizer that will delight your guests, if only they are brave enough to taste snails:-)


niedziela, 16 września 2012

Proste tagliatelle z kurkami / Tagliatelle with golden chanterelles mushrooms

Sezon na kurki powoli się kończy. Widziałam na wielu zaprzyjaźnionych blogach podobne wersje makaronu z tymi cudownymi grzybkami, ale moja wersja jest najprostsza z najprostszych. Kilka podstawowych składników i żadnych zbędności, bo wierzę, że kurki obronią się same. To nie jest danie udziwnione czy aspirujące do bycia wyszukanym. To szczere, proste, ale i cudownie pyszne danie makaronowe, które przygotowuje się w dosłownie kilkanaście minut. Zapraszam Was więc na ostatnie danie kurkowe w tym sezonie. 

Składniki  (2 porcje) (scroll down for English)
8 gniazdek makaronu tagliatelle 
1 mała cebulka
ok. 300 g kurek, dobrze umytych, żeby piasek i ziemia nie chrzęściły w zębach
ok. 200 ml śmietany 30 lub 36%
łyżka masła
sól i pieprz do smaku

1. Ugotuj tagliatelle zgodnie z przepisem na opakowaniu. pamiętaj, żeby nie rozgotować makaronu
2. W tym samym czasie podsmaż na maśle drobno pokrojoną w kostkę cebulę wraz z kurkami
3. Jak kurki będą już usmażone, dodaj do nich śmietanę i gotuj dopóki sos śmietanowy nie zgęstnieje
4. Dopraw solą i odrobiną pieprzu
5. Ugotowany i odcedzony makaron przełóż na patelnię, na której przygotowuje się sos i wszystko dokładnie wymieszaj.
6. Pogotuj jeszcze kilka chwil, żeby smaki się połączyły a sos dobrze przykleił to makaronu
7. Podawaj natychmiast 

wtorek, 11 września 2012

Faszerowane papryki / Stuffed yellow and red peppers

Ten całkowicie autorski farsz do papryki powstał zupełnie przypadkiem jak wiele przepisów i pomysłów w mojej kuchni. Postanowiłam troszkę zaszaleć z przyprawami i dodatkami do standardowego ryżowego farszu a efekt to pyszne i aromatyczne danie. Nie dość, że wyjątkowo jak na łasuchowe standardy w środku papryki znajdziecie boczek wędzony i kawałki kurczaka, to do tego jeszcze słodkie daktyle, aromatyczne goździki i cynamon. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi mięso na słodko, ale jeżeli ktoś nawet kurczaka lubi w odrobiną słodyczy na pewno się nie zawiedzie. Danie jest pyszne i aromatyczne zaraz po wyjęciu z piekarnika ale jeszcze pyszniejsze i jeszcze bardziej aromatyczne następnego dnia, bo wszystkie smaki mają ciut więcej czasu na przegryzienie się ze sobą i lepsze poznanie. 

Składniki (2 porcje) (scroll down for English)
4 papryki
1 pierś kurczaka pokrojona w kostkę
ok. 200 g boczku wędzonego pokrojonego w kostkę
ok. 200 g ryżu basmati
8 - 12 daktyli 
4 całe goździki
pół łyżeczki cynamonu
cebula pokrojona w kostkę
garść ziaren słonecznika
ok. 50-75 g tartego sera (np. cheddara) 
sól i pieprz

1. Ugotuj ryż wraz z ziarnami słonecznika (ja używam garnka do gotowania ryżu)
2. W tym samym czasie odetnij czapeczki z papryk i oczyść wnętrza z gniazd nasiennych
3. Jeżeli tak jak ja lubisz miękką paprykę obgotuj każdą paprykę przez ok. 8 - 10 minut w garnku z wrzącą wodą. Jeżeli nie przeszkadza Ci, że papryka będzie twardawa, możesz pominąć tę czynność
4. Na patelni podsmaż boczek, z której powinien wytopić się tłuszcz. 
5. Do smażącego się boczku dodaj kurczaka pokrojonego w kostkę i cebulę
6. Dodaj daktyle pokrojone na drobne kawałeczki oraz cynamon i goździki. Podsmażaj jeszcze przez chwilę, żeby dać szansę wszystkim aromatom dobrze się połączyć
7. Na patelnię, na której smażą się kurczak i boczek z przyprawami dodaj ugotowany ryż i wszystko starannie wymieszaj
8. Nafaszeruj farszem papryki
9. Posyp z wierzchu farsz startym serem cheddar i przykryj paprykowymi czapeczkami
10. Zapiekaj w piekarniku nastawionym na 180 stopni przez ok. 20 minut. Na ostatnie chwile prze końcem pieczenia zdejmij czapeczki paprykowe i ustaw piekarnik na opcję grilla, żeby zrumienić ser.


wtorek, 4 września 2012

Grzanki z serem pleśniowym i karmelizowanymi figami / Bruschetta with blue cheese and roasted figs

Ci z Was, którzy odwiedzają mnie już od dawna, wiedzą jak bardzo kocham figi. Te świeże, nigdy suszone, są dla mnie czymś, na co z utęsknieniem czekam przez cały rok, aż do września. W tym roku jest ich dużo, są duże, dojrzałe i piękne. Szkoda tylko, że w Polsce sprzedawane są na sztuki a nie na kilogramy a co za tym idzie ich cena jest strasznie wysoka jak na takie małe coś. Wyobrażacie sobie iść na rynek i kupić kilogram fig, podobnie jak teraz kupujecie kilo śliwek czy jabłek? To jest właśnie moje marzenie aby znaleźć się w miejscu, gdzie figi sprzedaje się na kilogramy.

Skąd pomysł na dzisiejsze grzanki? Wędrując po necie i zachwycając się jak zwykle jednym z moich ulubionych blogów Bliss, natrafiłam na ten figowy przepis i od razu wiedziałam, że pojawi się i na moim talerzu. Mając w pamięci te piękne zdjęcia i te boskie grzanki doznałam amoku jak tylko zobaczyłam świeże figi na bazarku. Nie pozostało mi więc nic innego niż zakasać rękawy i zabrać się do pieczenia. Grzanki wyszły boskie. Te malutkie, chrupkie cuda zniknęły dużo szybciej niż trwał proces ich przygotowywania. Jeżeli lubicie połączenie słodkich owoców z ostrymi, słonymi serami, u Was te grzanki też znikną z talerzy bardzo, bardzo szybko.

Tych z Was, którym nie chce się czytać, zapraszam do obejrzenia instrukcji obrazkowej pod przepisem

Składniki (2 porcje) scroll down for English
powtarzam z drobnymi zmianami za Bliss blog
4 figi
200 g sera z zieloną lub niebieską pleśnią (ja użyłam sera Lazur)
6 kromek chleba
łyżeczka oliwy z oliwek
łyżeczka octu winnego lub balsamicznego
2 łyżeczki miodu

1. Pokrój figi na półksiężyce
2. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni 
3. wymieszaj glazurę z miodu, octu i oliwy z oliwek
4. Ułóż figi na papierze do pieczenia i posmaruj miodową glazurą
5. Zapiekaj figi przez 10 -12 minut
6. Podczas pieczenia zaopiekuj się chlebem. Na każdej kromce połóż cienkie plastry sera 
7. Na kromkach z serem ułóż podpieczone figi 
8. Ustaw piekarnik na grill i zapiekaj dosłownie kilka chwil aż ser się rozpuści pilnując jednak, żeby ani grzanki ani figi się nie przypaliły 
9. Podawaj natychmiast


 Podpowiedzcie Łasuchowi, czy podobają Wam się instrukcje obrazkowe i czy to dobry pomysł.

niedziela, 2 września 2012

The Sartorialist Dinner we Florencji

Źródło/ The source: The Sartorialist
Dzisiaj odpoczywam, choć mam dla Was w zanadrzu masę nowych przepisów, pomysłów i inspiracji. Wszystko już wkrótce właśnie tu, u Łasucha, więc bądźcie czujni. A przy okazji leniwej niedzieli dzielę się z Wami, czymś co jest, przynajmniej dla mnie, megainspirujące. The Sartorialist, najsławniejszy blogger fotografujący modnie ubranych ludzi na całym świecie zorganizował The Sartorialist Dinner. Modnie, z klasą i na pewno pysznie. Moda i dobre jedzenie to naprawdę inspirujące połączenie. Mogę ten filmik oglądać raz za razem, choć jak dla mnie zdecydowanie za mało tam kobiet;-) Modnego i pysznego oglądania :-)