czwartek, 28 lutego 2013

Po zimowym obżarstwie czas na bieganie - Parkrun

Fot. Adam Kozłowski
Wiosna zbliża się wielkimi krokami. Powoli zaczynam odzyskiwać nadzieję, że niedługo dane nam będzie ujrzeć choć kilka promyków słońca. To cudowny stan, kiedy po zimowym letargu wszystko, łącznie ze mną, powoli budzi się do życia. Przedwiośnie to czas, kiedy trzeba sobie przypomnieć o tych wszystkich kilogramach, które nagromadziły się podczas zimowych miesięcy i świąt. Skoro więc idzie wiosna i czas na zdrowe i rozsądne odchudzanie, to chcę Was namówić na bieganie. To wspaniała opcja dla tych, którzy chcą zgubić zbędny tłuszczyk jak również polepszyć swoją kondycję.

wtorek, 26 lutego 2013

Kajmakowy fondant czyli babeczki z płynnym kajmakiem / Molten dulche de leche lava cakes

W lutowej edycji Weekendowej Cukierni nie mogło mnie zabraknąć. Kocham kajmak miłością absolutną a poza tym  do wzięcia udziału w akcji podpuściła i na babeczkowy pojedynek wezwała mnie Anna Maria z Kucharni. Nie miałam więc wyboru innego niż podnieść rzuconą rękawicę kuchenną i zabrać się ochoczo za wypiek tych przesłodkich cudowności. Powiem Wam w sekrecie, że swojej decyzji ani chwili nie żałowałam. Babeczki są dość proste w przygotowaniu a efekt końcowy przyćmił wszelkie moje oczekiwania. Gorąca babeczka po przekrojeniu wybucha jak wulkan gorącą i megasłodką kajmakową lawą. Do tego zimne, słodkie, waniliowe lody i jest się w niebie. 

Babeczki mają tylko jedną wadę. Masa kajmakowa bardzo szybko tężeje, więc trzeba je serwować natychmiast po upieczeniu, bo inaczej środek zacznie powoli zastygać i przemieniać się w ciasto. Ja się załapałam na gorącą lawę wypływającą ze środka, ale mój aparat fotograficzny miał już z tym problemy. Po prostu nie zdążył ;-)  

Acha i jakby ktoś miał wątpliwości, to tak, przyznaję się, że niewiele się zastanawiając wszystkie cztery babeczki natychmiast zjadłam, jedna po drugiej. Były tak pyszne, że już się zastanawiam kiedy je ponownie upiec i kogo nimi poczęstować :-) 


As soon as I saw these molten dulche de leche lava cakes on Kucharnia blog, I fell in love with them. Thruth to be told, they are absolutely divine. The cakes are extremely hot and as soon as you cut them, sweeet, molten dulche de leche bursts out like hot lava from a volcano. Together with cold vanilla ice-cream it's simply a seventh heaven.

These cakes are relatively easy to prepare but you have to remember that you have to serve them immediately after baking, since after a couple of minutes dulche de leche lava has tendency to get firm, so it is definitely not recommended to prepare these cakes in advance. 


poniedziałek, 25 lutego 2013

Łasuchowy savoir vivre #7: czysty kieliszek

Zgodnie z wcześniejszą obietnicą dziś czas na ważny temat związany z winem, czyli kwestia utrzymania czystości kieliszków podczas biesiadowania. Hasłem przewodnim tej zasady jest serwetka, serwetka i jeszcze raz serwetka. Przed każdym nawet najmniejszym łykiem wina czy innego płynu przecieramy delikatnie usta serwetką właśnie, żeby nie zostawiać żadnych śladów na szkle czy porcelanie. Proste, ale dzięki tej czynności Wasze kieliszki będą zawsze czyste, ładne i błyszczące a nie obsmarowane całym jadłospisem, co zdarzało mi się już wiele razy  obserwować u niektórych. Naprawdę żaden kieliszek nie powinien swoim wyglądem przypominać współtowarzyszom posiłku o tym, co uprzednio konsumowaliśmy:-)

Życzę Wam więc wszystkim czystych kieliszków i już dzisiaj zapraszam na kolejny post dotyczący wina. 


środa, 20 lutego 2013

Domowe masło migdałowe / Homemade almond butter


Był taki dzień, kiedy zaczytana w zdrowych przepisach całym swoim jestestwem zapragnęłam po raz pierwszy w życiu spróbować masła migdałowego, które jawiło mi się jako nieziemsko migdałowa pyszność. Pobiegłam czym prędzej do sklepu, żeby takie masło nabyć drogą kupna i ... nie kupiłam. Było. Stało. Uśmiechało się do mnie. Cena była jednak zaporowa. Około 40 złoty za mały słoiczek, który najpewniej zniknąłby w dwa dni było dla mnie ceną zdecydowanie zaporową. Opuściłam sklep ze smutną miną i z silnym postanowieniem, że ja im jeszcze pokażę i masło migdałowe zrobię sama w domu. I zrobiłam. Pod warunkiem, że ma się dobry malakser, robi się je bardzo prosto i szybko a wychodzi coś cudownie przepysznego i do tego dużo, naprawdę dużo tańszego. Plusem domowego masła jest jeszcze to, że są w nim same migdały i nie znajdę tam niczego, czego znaleźć bym nie chciała. Takie orzechowe smarowidło można dosmaczać różnymi dodatkami. Ja je lubię sautee, ale można dodać trochę soli lub miodu. Po prostu można eksperymentować, do czego jak zwykle Was gorąco zachęcam i namawiam. 

I heard about almond butter so many times and I imagined that it will be not only very healthy but also delicious. I finally decided to give it a try, so I rushed to the nearest store to purchase it. To my surprise almond butter was quite an expensive treat, so I left the store empty-handed and challenged myself to create delicious version cheaply at home. And guess what. I succeeded. Surprisingly it is more than simple to prepare if only you have food processor, tastes delicious, smells great and is much cheaper than the store-bought version. And it's homemade so I know exactly what's inside and that there are no artificial ingredients or flavours added.


środa, 13 lutego 2013

Wyznanie na bananie ;-) / Love message on a banana

Po ilości czerwonych serduszek, które są absolutnie wszędzie i na wszystkim, nawet bez kontaktu z kalendarzem stwierdzić można z łatwością, że Walentynki tuż tuż. Jak już wspominałam w poprzednim poście niezbyt lubię to komercyjnie wypromowane święto, ale z drugiej strony Walentynki są okazją do powtórki z wszelkich możliwych romantycznych zachowań. Ja lubię zwłaszcza wyznania na skórce od banana. Może to być miłosne wyznanie w stylu "kocham cię" czy po prostu życzenia miłego dnia, czy coś śmiesznego. Treść wiadomości zależy od Was i od Waszej kreatywności. Uśmiech na twarzy osoby, która dostała na drugie śniadanie banana z Waszym spersonalizowanym przesłaniem macie gwarantowany:-) 

Trik polega na tym, że napis jest dobrze widoczny na skórce od banana dopiero jakiś czas po napisaniu wiadomości za pomocą wykałaczki, czyli mniej więcej po kwadransie, więc pakujecie do torebki śniadaniowej banana z prawie niewidocznym napisem, który z każdym kwadransem coraz bardziej rzuca się w oczy. Podoba mi się ten pomysł, bo nic nie kosztuje a dzięki temu ktoś się uśmiechnie :-)





Na koniec życzę Wam Wszystkim udanych Walentynek :-)


poniedziałek, 11 lutego 2013

Gruszki w sosie winno-miodowym z bitą śmietaną / Pears in red wine and honey sauce and with whipped cream


Wielkimi krokami zbliżają się Walentynki. Przyznam się Wam szczerze, że nie jestem fanką tego komercyjnie rozdmuchanego i napompowanego święta. Jeżeli się kogoś kocha, to kocha się go codziennie a nie tylko raz w roku podczas Walentynek. Jeżeli ktoś jest dla nas ważny, to powinniśmy mu to okazywać każdego dnia a nie tylko w lutym. Życie potrafi być ulotne i nietrwałe jak mydlana bańka, więc warto dbać o dobre relacje z najbliższymi cały czas a nie tylko od święta. Dlatego nie będzie dzisiaj serduszek, czerwonych wstążeczek i słodkich buziaków, ale będzie za to deser, który jest pyszny zarówno w Walentynki jak i każdego innego dnia.

I have to confess that I'm not a big fan of St. Valentines Day. I do believe that if you love someone you should show your love and affection every single day, not only once a year, during this special day. If someone is important for you, you should express it all the time, not only in February. Life is so unpredictable and can end up so unexpectedly that good relations with your loved ones should be a priority all the time not only during special days or occasions. That is why you won't see here any hearts, any red ribbons whatsoever. In return I want to share with you delicious dessert recipe that can be enjoyed with your loved ones on St. Valentines day and on any other day.


sobota, 9 lutego 2013

Pizza z dynią, gorgonzolą i czerwoną cebulą / Pizza with pumpkin, gorgonzola and red onion

Uwielbiam pizzę, ale nie każdą. Te obce, konsumowane w pizzeriach, choć smaczne, najczęściej przyprawiają mnie o ból brzucha. Najbardziej lubię więc pizzę domową, na cieniutkim jak pergamin cieście i z niebanalnymi składnikami i taką wersją będę dziś świętować Międzynarodowy Dzień Pizzy. Już jakiś czas temu popełniłam przepyszną pizzę z botwinką (klik) a całkiem niedawno uproszczoną wersję pizzy, do której zamiast ciasta drożdżowego użyłam placków tortilli (klik), co było, nie chwaląc się, genialnym pomysłem. Obie pyszne, ale ta dzisiejsza jest jeszcze pyszniejsza. Jak zwykle niebanalna, cudnie kolorowa, słodko słona no i sezonowa. Zajadam  się nią z wielkim smakiem. Do ostatniego okruszka :-)

Do wyrabiania ciasta na pizzę używam specjalnego programu w swojej maszynie do pieczenia chleba. Jeżeli nie posiadasz takowej, zawsze możesz zrobić ciasto bez jej użycia, albo wykorzystać surowe ciasto na pizzę, które można nabyć w większości supermarketów. 

International Pizza Day can't be a day without pizza. I decided to celebrate this fantastic occasion with quite an original pizza version that is savoury and sweet in the same time, very colourful and delicious.

As for the pizza dough, I admit that I took advantage of my breadmaking machine during dough preparations. Fell free to use your dough recipe, mine, or use the ready-made dough, according to your likings.


piątek, 8 lutego 2013

Łosoś z musztardą francuską i pieczonymi warzywami / Baked salmon with vegetables


Już kilka razy wspominałam, że wielką fanką ryb nie jestem. Stopniowo i baaaaardzo powoli się jednak do nich przekonuję, bo wiem, że są zdrowe i warto je spożywać przynajmniej raz w tygodniu. Przekonywanie idzie mi na razie całkiem nieźle, choć na razie robię jednak wszystko, żeby dodatkami zatuszować smak ryby, co skutecznie udało mi się już za pomocą swoich całkowicie autorskich pomysłów, czyli sosu agrestowego (klik) czy porzeczkowo-miodowego (klik), które były absolutnymi hitami lata. Dzisiaj coś zupełnie w innym charakterze. Propozycja zdecydowanie wytrawna i pikantna. Wymaga trochę czasu, bo warzywa muszą mieć chwilę na upieczenie, ale ten obiad praktycznie robi się sam i to, oprócz smaku, lubię w nim najbardziej.



I'm not a big fan of fish in general but lately I'm trying to figure out how to make fish eatable. I did some very successful experiments with gooseberry (click) or honey and red-currant sauces (click), that were a huge hit last summer. This time salmon appears in a totally different version. Savoury and a little bit spicy. 

czwartek, 7 lutego 2013

Łasuchowy savoir vivre #6: wino w kieliszku

Po ogólnych zasadach dotyczących sposobu nakrywania do stołu, obsługi sztućców oraz pieczywa serwowanego do posiłków, nadszedł czas na wino.  To pierwszy post z alkoholowej serii, która będzie, jak na razie, kontynuowana przez kolejne dwa tygodnie. 

Wino nalewamy do dwóch trzecich objętości kieliszka a nie, jak to często ma się w zwyczaju, aż po sam brzeg. Oczywiście podobnie jak inne zasady ma to swoje logiczne wytłumaczenie. Wino powinno mieć w kieliszku odrobinę miejsca na tak zwany oddech czyli na rozwinięcie winnego bukietu a prościej rzecz ujmując, zapachu. 


Podczas przygotowania tego wpisu korzystałam w książki "Protokół Dyplomatyczny Ceremoniał i Etykieta" Tomasza Orłowskiego

wtorek, 5 lutego 2013

Devil's Food Cake i piąte urodziny Łasucha w kuchni / 5th anniversary of "Łasuch w kuchni" and Devil's Food Cake.

"Łasuch w kuchni" ma już pięć lat!!! Hip hip hurra, hurra, hurra :-D

Korzystając z okazji dziękuję Wam Wszystkim za to, że odwiedzacie mnie już tyle lat. Gdyby nie Wy, to Łasuch najpewniej by nie istniał. To właśnie dla Was bezustannie się rozwijam, szukam nowych przepisów i pomysłów, uczę się nowych rzeczy i przygotowuję od czasu do czasu niespodzianki. A jeśli mowa o niespodziankach, to kolejna już wkrótce, więc standardowo, bądźcie czujni, bo Łasuch już bardzo niedługo Was zaskoczy:-) 

Łasuch uznał, że okrągłe, piąte urodziny zobowiązują. Stąd też megaaaaaasłodkie ucztowanie i świętowanie rozpoczęło się już w sobotę. Za cudowny wieczór dziękuję w pierwszej kolejności Agnieszce, założycielce Łasuchowego fanklubu i Tomkowi czyli Specjalnemu Łasuchowemu Wysłannikowi. Na łasuchowych urodzinach nie mogło zabraknąć łódzkich blogerek i blogerów kulinarnych, czyli Asi (Biedronka w kuchni), Asi (Smaki i smaczki), Agnieszki (Gazeta Wyborcza ;-) ) i Damiana (Żyć aby jeść). Do zacnego grona dołączyli też inni smakosze czyli Agnieszka, Ida, Ita, Justyna, Kaja, Ola, Adam oraz Kamil. Dziękuję Wam Kochani za cudownie spędzony czas i za cudowne prezenty. 

Łasuch uwielbia karmić innych, więc na urodzinach nie mogło zabraknąć kilku smakołyków, między innymi znaku firmowego łasucha czyli kolorowych brigadeiro, pysznych i znanych już prawie w całej Łodzi bezików czy babeczek marchewkowych. Były też wytrawne akcenty, czyli śliwki wędzone w boczku, hummus i spolszczony hummus. To przepisy, które dobrze znacie, jeżeli odwiedzacie Łasucha regularnie. Niespodzianką natomiast, również dla samego Łasucha, był urodzinowy tort, który powstał po raz pierwszy i specjalnie na tę okazję. Mocno czekoladowy Devil's Food Cake z nutką pomarańczy i orzechów wg przepisu mojego guru, Davida Lebovitza, to tort idealny dla fanów gorzkiej czekolady. Dla mnie ten tort był odrobinę zbyt czekoladowo czekoladowy, więc gdyby nie kleks z kwaśnej śmietany i truskawkowego coulis, byłby dla mnie zbyt ciężki do ogarnięcia. Byli jednak tacy, którzy wychwalali tę jego czekoladowość absolutną pod niebiosy. Tort jest łatwy do upieczenia i poskładania nawet dla zupełnych laików, więc można się spokojnie za niego zabierać.


Well, apparently my blog have just turned five. I have to admit that I am soooo proud that I made it until now and that over the years this blog not only grew bigger and improved considerably but also is getting more and more visitors month after month. That means a lot to me and I would like to thank every single reader of this blog for support, comments and frequent visits. I am a food blogger for you and because of you so once again so many thanks to all of you :-)

And no anniversary celebrations is complete  without a birthday cake. For this special ocassion I have chosen to bake David Lebovitz's version of Devil's Food Cake. Since I'm not that big fan of dark chocolate this cake for me was a bit tooooo chocolately so I served it with a big dollop of creme fraiche and strawberry coulis, but for dark chocolate lovers this cake is simply divine. It's also very easy to bake and attach so even if you are a complete novice you can safely give this cake a try :-)





piątek, 1 lutego 2013

Sałatka z brukselki / Brussel sprouts salad


Obiecuję, że w tym roku to już ostatni przepis z brukselką w roli głównej, odkryty tylko i wyłączenie dzięki Kaczodajni. Przez ostatnie miesiące próbowałam Was przekonać na wiele sposobów, że brukselkę da się lubić. Mam nadzieję, że choć parę osób udało mi się przekonać. Dzisiaj, na zakończenie sezonu przedstawiam Wam absolutny hit, czyli sałatkę z ... surowej brukselki. Nie będę ukrywać, że zawsze podczas przygotowywania tego cudownego warzywa do obróbki termicznej podjadałam niektóre egzemplarze upajając się ciekawym, lekko słodkawym i troszkę tylko kapuścianym smakiem, bez cienia goryczy. Nie spodziewałam się jednak, że ten proceder pałaszowania brukselki na surowo można przeistoczyć z pomocą kilku dodatków w bardzo smaczną sałatkę. Brukselka na surowo absolutnie nie przypomina tej obrzydliwie gorzkiej i rozgotowanej brukselki z dzieciństwa, więc naprawdę warto dać jej szansę. To idealna propozycja na lekki lunch, kolację lub jako dodatek do dania głównego. 

Brussel sprouts' season is slowly coming to an end and so this recipe is the way to say goodbye, only to welcome this wonderful vegetable again next autumn. I have to admit that I usually fry brussel sprouts but this recipe is exceptional, because it calls for raw version. It's really worth giving a try, since it's healthy and delicious version.  And it can be prepared in minutes.